- Przez osiem lat chodziłam do niej na lekcje tańca.
Pani Greenwood patrzy na nią z niedowierzaniem. Nie mieści jej się w głowie, że niania, zwykła niania z agencji, uczęszczała na lekcje tańca do najbardziej snobistycznej szkoły w mieście. Laurę korci, żeby przekazać jej wszystkie plotki, jakie słyszała o madame Rostovej, nawet te brzmiące najmniej prawdopodobnie, ale tak jak w zeszłym tygodniu nie pisnęła o nich słowem, rozmawiając z asystentką Juliena Rousselina, tak milczy również w tej chwili. Różnica polega tylko na tym, że wtedy zachowała swoją wiedzę dla siebie z powodu – być może źle rozumianej - lojalności, a teraz nie mówi, ponieważ zdaje sobie sprawę, że matka Grace nie uwierzy jakiejś tam niani. Pani Greenwood odrywa od niej wzrok i zwraca się do miłego łysego pana, który najwyraźniej nie ma w tym domu wiele do powiedzenia: - Pośpiesz się. Starckowie nie będą na nas czekać w nieskończoność. - Zaraz będę - obiecuje jej mąż. Laura jest przygnębiona, ale dostrzega sympatię w jego oczach i uśmiecha się nieśmiało. - Masz na imię, Laura, prawda? Jego żona ani jej o to nie zapytała, ani prawdopodobnie nie zadała sobie trudu, by zajrzeć do zlecenia z agencji i sprawdzić jej imię i nazwisko. Dziewczyna kiwa głową. - Jest sobota - mówi mężczyzna. - Dziś pewnie nic nie uda mi się załatwić, ale w przyszły weekend w pokoju Grace będzie drążek do ćwiczeń. Laura nie wierzy własnym uszom. - Ale... ale... - duka. - Nie martw się - uspokaja ją pan Greenwood. - Załatwię to z żoną. Ucz dalej Grace kręcenia tych... Jak wy to nazywacie? - Tours - podpowiada mu Laura. - No właśnie. A w przyszłym tygodniu będziecie miały drążek. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że nie potrafiłaby wytłumaczyć Grace, dlaczego nie może dalej uczyć jej tańca. I jest niezmiernie wdzięczna tacie dziewczynki, że nie będzie musiała jej rozczarować. - Grace będzie szczęśliwa - mówi, uśmiechając się szeroko. - Grace już jest szczęśliwa - prostuje pan Greenwood. - Nie mogła się doczekać weekendu. Wiem, że bywa nieznośna... - Jest fantastyczna - przerywa mu Laura i wcale się przy tym nie czuje jak wazeliniara, gotowa pochwalić nawet najwstrętniejszego bachora, byleby się przypodobać jego rodzicowi. Kiedy rozstaje się z panem Greenwoodem i idzie korytarzem na pierwszym piętrze, zastanawia się, czy nie pośpieszyła się z chwaleniem jego córki. Nie pośpieszyła się. Gdy wchodzi do pokoju, Grace rzuca się Laurze na szyję, przywiera do niej swoim drobnym ciałkiem i długo nie może się oderwać. 15 W sobotę wieczorem dzwoni Lynn, asystentka Juliena Rousselina z informacją, że nastąpiły zmiany w grafiku i próba z udziałem Laury odbędzie się nie - jak wcześniej było zaplanowane - w niedzielę rano, lecz w poniedziałek wieczorem po lekcji. Laury wcale to nie martwi. Miniony tydzień był ciężki. Dzień przerwy dobrze jej zrobi. W niedzielę śpi do dziewiątej, nie śpieszy się ze zjedzeniem śniadania. Po kilku dniach ma wreszcie czas, żeby porozmawiać z rodzicami, a przed wyjściem z domu wybiera kilka płyt, które mogą się przydać do ćwiczeń z Grace. W pokoju małej jest sprzęt do odtwarzania muzyki, o którym pewnie by marzył niejeden didżej, i mnóstwo płyt, ale żadna z nich nie nadaje się do lekcji baletu klasycznego. Tym razem pani Greenwood nie będzie już jej mogła zarzucić spóźnienia - Laura jest na miejscu dziesięć minut przed czasem. Ma świeżo umyte włosy, luźno ściągnięte w koński ogon, jest wykąpana, przyzwoicie ubrana; czuje się świeżo. Gdyby w takim stanie zobaczył ją Simon, nie miałaby powodu się przed nim wstydzić, tak jak wczoraj. Ale dziś, oczywiście, nie spotka go ani przed domem, ani w holu, ani na korytarzu na pierwszym piętrze, choć, wiedząc, że nie musi się śpieszyć, zatrzymuje się przed kilkoma obrazami. Wcale jej nie chodzi o współczesne malarstwo, raczej o to, że im dłużej stoi w korytarzu, tym większa jest szansa, że otworzą się któreś drzwi i zobaczy w nich Simona. Żadna klamka się nie porusza, nikt się nie pojawia, za to z pokoju Grace dochodzą hałasy. Laura przestaje przed sobą udawać, że interesują ją obrazy, i nadstawia uszu. Słyszy stukanie, jakby ktoś walił młotkiem. Idzie szybko do pokoju dziewczynki, otwiera drzwi, wchodzi. I widzi Simona. Simona z młotkiem, który uśmiecha się do niej, upuszcza narzędzie na podłogę, prawą ręką chwyta zainstalowany przy lustrze drążek, którego wczoraj, kiedy wychodziła, jeszcze tam nie było, przechyla tułów, wyciąga do tyłu prawą nogę, do przodu lewą rękę i rozpaczliwie walcząc o równowagę, próbuje zrobić arabescfue. Wygląda przy tym tak komicznie, że Laura wybucha śmiechem. - Nie umiesz! - woła jego siostra, po czym pokazuje mu, jak się wykonuje arabesque. A Laura nie może uwierzyć, że sześcioletnią dziewczynkę, która jeszcze dwa tygodnie temu nie znała ani pierwszej, ani drugiej, ani tym bardziej trzeciej, czwartej czy piątej pozycji baletowej, stać na taką perfekcję. Mimo że musi wyciągać rączkę, bo drążek - jak dla niej - jest stanowczo za wysoko. Laura podchodzi do niego, chwyta drążek prawą dłonią i robi demi plie. Po tygodniu lekcji i prób ma zakwasy w mięśniach, a poza tym nie chce się popisywać przed Simonem. Półprzysiad w zupełności jej wystarcza, żeby wypróbować drążek. - Idealna wysokość - ocenia. - Ale dla mnie, nie dla Grace. Simon w lot pojmuje, o co jej chodzi. - Można ją regulować - oznajmia, po czym pokazuje jej mechanizm umożliwiający ustawianie drążka na dowolnym poziomie. Laura z niedowierzaniem kręci głową. - Dzisiaj jest niedziela, wczoraj była sobota - mówi. - Twój ojciec obiecywał wprawdzie, że Grace dostanie drążek. Ale jak to możliwe, że jest już dzisiaj? - Tata wczoraj przed wyjściem z domu wspomniał mi o tym, więc poruszyłem niebo i ziemię, żebyście go miały jak najszybciej. Laura uśmiecha się do niego, a potem do Grace. - To znaczy, że mamy już wszystko, czego potrzebujemy do prawdziwych lekcji tańca klasycznego - mówi, wyciągając z torby płyty. - Mogę zostać i popatrzeć, jak ćwiczycie? - pyta Simon. - Jeśli chcesz... - odpowiada Laura, choć nie jest pewna, czy to dobry pomysł. Wkrótce okazuje się, że jej wątpliwości były słuszne. W obecności brata dziewczynka nie potrafi się skupić, a i Laura łapie się na błędach, których na pewno by nie popełniała, gdyby były z Grace same. Przerywa więc ćwiczenia i wyjaśnia to Simonowi. Chłopak wychodzi niechętnie, i to dopiero wtedy, gdy Laura obiecuje, że pozwoli mu zostać na lekcji, kiedy jego siostra nauczy się skupiać niezależnie od tego, czy jej się ktoś przygląda, czy nie. Kiedy po lanczu ona i Grace wychodzą z pokoju, żeby pójść na spacer, Simon zjawia się w korytarzu. Laura znów ma wrażenie, że nie jest to przypadek. I rzeczywiście nie jest. - Usłyszałem, że idziecie, więc pomyślałem, że może zagramy w tenisa - mówi Simon. - We trójkę? - dziwi się Laura. - Czemu nie? Taka wariacja debla, bez jednego zawodnika - odpowiada chłopak. - Jeśli dotąd nie grałaś w tenisa... Laura czuje się dotknięta, ale po chwili uświadamia sobie, że Simon ma przecież prawo przypuszczać, że nigdy dotąd nie miała w ręce rakiety tenisowej. Nianie raczej nie grywają w tenisa. - Grałam - mówi. - Nie wiem tylko, czy Grace ma na to ochotę. Simon patrzy na siostrę, a ta ochoczo kiwa głową. - Chyba nie mam odpowiedniego stroju – mówi Laura, która zaczyna się obawiać, że skompromituje się na korcie. Przez rok nie grała, a poza tym wciąż czuje zakwasy w mięśniach nóg. - Ja też nie. - Simon wzrusza ramionami. - Ale nie będziemy się tym przejmować. W pierwszym secie wygrywa z niewielką przewagą, ale w drugim już ma problemy. Przeciwniczki radzą sobie całkiem dobrze, wziąwszy pod uwagę to, że jedna ma dopiero sześć lat, a druga jest nianią. Dziewczyny wygrywają drugiego seta jednym punktem, a w trzecim Laura zdobywa tyle punktów, że po skończonym meczu chłopak patrzy na nią z niedowierzaniem i podziwem. - Trzeba było słuchać swojego kolegi - mówi Laura, uśmiechając się. - Jakiego kolegi? - Tego, który mówił, żeby nie zadzierać z nianią. 16 Czas wypełniony lekcjami tańca, próbami do Giselle i opiekowaniem się Grace mija tak szybko, że zanim Laura się spostrzega, do premiery przedstawienia pozostaje niecały tydzień. W dodatku zbliża się koniec roku szkolnego i musi się przyłożyć do nauki. Jakby tego było mało, coraz trudniej jest jej porozumieć się z Philem Terence'em, partnerem występującym w roli Alberta. Wszystkim udziela się przedpremierowe zdenerwowanie, ale nie każdy wyładowuje je na koleżankach i kolegach z zespołu, tak jak Phil, coraz częściej zrzucający na partnerkę winę za własne błędy. Na szczęście zarówno Julien Rousselin, jak i jego asystentka dostrzegają to i już kilka razy zwrócili mu uwagę.