- Wiem, nawet o tym nie marze.
- Jestes niemo¿liwy. - Robie, co moge. - Wiem. - Ruszyła do drzwi, Nick poszedł za nia. - Nastepnym razem - powiedziała, sciskajac mocno swój parasol - postaram sie namówic Montgomery'ego, ¿eby przyszedł ze mna do ciebie. - Swietny pomysł. Nie widziałem go od dziecka. - Nic sie nie zmienił - powiedziała, a jej oczy jakby troche pociemniały. - Ciagle odgrywa role niegrzecznego chłopca. Walczy ze swoimi demonami. - Domyslam sie, ¿e jeszcze nie odnalazł Pana. - Nick dobrze pamietał upodobanie kuzyna do szybkich kobiet, szybkich samochodów i całego wachlarza nie zawsze legalnych farmaceutyków. - Pracuje nad nim. Donald te¿. Powodzenia, pomyslał Nick. Cherise zmieniła temat. - Miło bedzie znowu zobaczyc Marle. Mineło tyle czasu. Ró¿nie jej sie układało z Aleksem. Kilka razy chcieli sie nawet rozwiesc. - Doprawdy? - To było cos nowego. 153 - Tak, tak to wygladało. Raz czy dwa razy... ale nie powinnam plotkowac. To ich sprawy, ale modle sie za nich. - Nie watpie. - Chciałabym odnowic znajomosc z Marla. Ona teraz pewnie czuje sie okropnie. Słyszałam w radio, ¿e ten kierowca cie¿arówki te¿ zmarł. Nick kiwnał głowa. Alex ju¿ zadzwonił, ¿eby mu o tym powiedziec. - Nie wiedziałem, ¿e Alex i Donald sa ze soba tak blisko. Cherise odwróciła wzrok i przełkneła sline. - Nie sa. Ale Donald pracował przez jakis czas dla Cahill House, był nawet w zarzadzie. Kiedys był te¿ pastorem w Bayside. To cudowny człowiek, Nick, prawdziwy chrzescijanin. Zawsze spieszy z pomoca potrzebujacym - powiedziała szybko, a potem, jakby nagle zapragneła ju¿ wyjsc, chwyciła za gałke. - Dowiedz sie tylko, czy moge sie z nia zobaczyc, dobrze? - I dodała po chwili wahania: - Miło było sie z toba spotkac, Nick. Naprawde. - Zagryzła wargi, jakby w obawie, ¿e zaraz wyrwie jej sie cos, co nie powinno, i dotkneła dłonia jego policzka. – Uwa¿aj na siebie - rzuciła i wyszła, zostawiajac po sobie zapach perfum. Nick dokonczył piwo jednym haustem, zgniótł puszke i wyrzucił ja do kosza, cały czas zastanawiajac sie, o co tak naprawde chodziło Cherise. Nie, nie kupi tej bajeczki o siedzeniu przy łó¿ku Marli i czytaniu jej na głos Biblii. Mowy nie ma. Wyciagnał z kieszeni portfel i znalazł w nim sfatygowana wizytówke, jedna z tych, których u¿ywał w czasie, gdy odgrywał Pana Boga w wiekszych i mniejszych korporacjach. Odwrócił ja i przeczytał kilka numerów naskrobanych niestarannie na odwrocie. Miał nadzieje, ¿e Walt nie zmienił miejsca zamieszkania, ¿e nadal jest w Seattle. Siegnał po telefon . wystukał numer. Po trzecim