ROZDZIAŁ 8 O wiele za późno przypomniałam sobie, że pracujący Krąg może zniekształcać albo niwelować zaklęcia. Po wąsach Rolara nie było już śladu, a moja kurtka, i już i tak zniszczona, stała się malowniczą kompozycją podartych łachmanów – wiele razy, machinalnie, rzucałam zaklęcia na dziury i plamy, że nie ruszone i oryginalne zostały tylko guziki i pas. Rolar zmieszał się na początku, lecz zaraz pognał za Lereeną, która już przeszła przez próg. Wampir nie odważył się złapać ją za kołnierz i wciągnąć z powrotem do świątyni. Rzucił mi rozpaczliwe błagalne spojrzenie, ale byłam w parszywym nastroju, więc pokrzyżowanie naszych planów nie zrobiło na mnie wrażenia. Podniosłam się i pełna prostracji ruszyłam ku wyjściu. Wilk szeroko ziewnął, przeciągnął się, zeskoczył na podłogę i leniwie potruchtał za nami. Orsana czekała na nas w progu. Radośnie do nas podbiegła, ale zobaczywszy moje przygaszone oczy - umilkła. Spróbowała mnie objąć ze współczuciem, ale zrobiłam unik i przeszłam obok. A raczej przeszłabym, gdybym nie wpadła na jakąś pierś, której właściciel nie chciał zejść mi z drogi. Póki byliśmy w świątyni, plac się znacząco zaludnił, jednak najwyraźniej nie w celach świętowania. Powiedziałabym, że wszyscy mają ponury nastrój. Nikt nie trzymał na rękach dzieci, nieliczne kobiety mało co odróżniały się od mężczyzn, dumnie zamieniając spódnice na spodnie i dobywając mieczy. Zrobiłam krok w lewo, ale dziwny typ nadal blokował mi przejście, więc w końcu byłam zmuszona na niego spojrzeć. Ciemnowłosy wampir przeciętnego wzrostu z szaro-zielonymi oczami i długim kruczym nosem. Na skroniach bieliły się pasemka, zaplecione w warkoczyki. Nie robił na mnie dobrego wrażenia, które psuła chamska czapka i czarna toga ze srebrnymi klinami. Wyglądał w niej jak dajn, wygłaszający pogrzebową mowę, zafascynowany swoją pracą i wspaniałym uczuciem, jakby miał teraz zaśpiewać. Lereena zdążyła przejść połowę odległości od świątyni do końca placu, ale nagle potrząsnęła głową, zatrzymała się i lekko się odwróciwszy, królewskim gestem wskazała na mnie i Orsanę: - Ach tak, zabijcie te dziewczyny. – I przepraszająco dopowiedziała: - To nic osobistego, wiedźmo. Po prostu chcę być pewna, że tajemnice kręgu nie wyjdą poza dolinę, a ludziom niestety nie można ufać. Tłum radośnie się ożywił, zbliżając się do nas i ze świszczącym szelestem obnażając miecze. Mimo niedawnych samobójczych myśli, jestem teraz stanowczy przeciwna ich wykonaniu, jeszcze takim sposobem. Kiedy zechcę, wtedy umrę, bez żadnej pomocy - najpierw testament napiszę i list pożegnalny, umyję się i przebiorę. I pewnie zdążę się jeszcze dziesięć razy rozmyślić! Patrząc na “gnomich żołnierzy” (by translator of „aspidow”) odechciało mi się umierać. Nie zauważyłam ani jednego gworda, narodowej i ulubionej broni wampirów, która oprócz krwiopijców nikt nie władał. Wychodzi na to, że okrążyli nas łożniacy, a poddanie się bez walki mordercom Lena, równało by się zdradzie wobec niego. Nigdy niech tego ode mnie nie oczekują! Orsana również nie zamierzała błagać o litość. Najemniczka milcząco przysunęła się do mnie, sięgając ręką do miecza znajdującego się na jej plecach. Westchnęłam głęboko, przygotowując się walczyć do końca, ale przed nami w ochronnym geście stanął Rolar. - Tylko je dotknij,- cicho, ale wyraziście powiedział. Z jakiegoś dziwnego powodu Lereena, drgnąwszy, wydała rozkaz odwrotu łożniakom, którzy z jawnym niezadowoleniem podporządkowali się jej. Spełniły się moje najgorsze obawy – albo ktoś podszywa się pod Władczynię albo zwerbowali ją do swojej szajki, bo inaczej by się jej w ogóle nie posłuchali. - Rolar, Rolar, - z udanym współczuciem pokiwała głową Władczyni. – Nigdy nie potrafiłeś być lojalnym poddanym. Wygłosiliśmy ci publiczną mowę i wypędziliśmy poza granicę Arlissu, ale nauka poszła w las i znowu kwestionujesz moje polecenia. - Kiedy one są niesprawiedliwe,- stwierdził Rolar, bezczelnie wytrzymując spojrzenie lodowatych oczu. - Polecenia Władczyni NIE MOGĄ być niesprawiedliwe,- podniosła głos Lereena. -- Pora to zapamiętać. - Prawdziwej Władczyni - możliwe - odparował Rolar. – Znasz mnie, Lereeno: jeśli z głów tych dziewczyn spadnie choć jeden włos - gorzko tego pożałujesz, obiecuję. - Grozisz mi?! – ze zdziwieniem w oczach zapytała Lereena, oglądając się po bokach w poszukiwaniu moralnego poparcia. – Wiesz, co ci teraz zrobię?! - Zabijcie go razem z nimi,- świszczącym szeptem poradził nieprzyjemny typ w todze, malejąc w moich oczach ostatecznie. Rolar i Lereena, zszokowani tak oryginalną radę, dziko popatrzyli się na mężczyznę . - Mnie?! - Jego ?! - A to co za ghyr? - zażądał wyjaśnień Rolar. -- Pierwszy raz go widzę, a popatrz tylko – nie różni się wcale charakterem - To mój nowy doradca,- ogłosiła wyzywająco Lereena. – Wysokie miejsca nigdy nie bywają puste! - Nie żeby ktoś chciał. Za takie rady uduszę go gołymi rękami! Winowajca, stojący wcześniej nieco dalej, wylazł z tłumu i zaczął kontynuować swój pomysł: - Wasza Wysokość, radzę usunąć tego dokuczliwego zdrajcę. Dzisiaj przyprowadził z sobą dwie ludzkie kobiety, a jutro rozpo¬wie o naszych planach i sekretach innym przedstawicielom tej nikczemnej rasy. - Dokuczliwy zdrajca? – Rolar zachichotał, ale złowrogo zmarszczone brwi nie zwiastowały doradcy Lereeny niczego dobrego będący w zasięgu wzroku Rolara. -- Zabawne. Według was porywam ludzi na siłę opowiadam was o naszych sekretach, o których oni, jak chcą, już dawno wiedzą? - Ja, między innymi, nie jestem dziewczyną, a Nadworną Dogewską Wiedźmą! - odważyłam się odezwać. Wyszło jak zwykle piskliwie i nie na miejscu. Prawdę mówiąc nie liczyłam odniesienie sukcesu swoją mową i zaczęłam mówić mając na uwadze swoją drużynę. -- A moja przyjaciółka prawie nic nie wie, więc nie róbcie z siebie głupków, rozejdziemy się w pokoju, a w naszej pamięci pozostaną ciepłe i barwne wspomnienia o tym dniu. - Ale walnę go wcześniej,- do¬dał Rolar. -- Wspomnienia będą wtedy jeszcze barwniejsze! Lereena nie pozwoliła uderzyć doradcy, ale i nie zamierzała wrzeszczeć na bezczelnego wampira. - Ręczysz za nie? - niespodzianie zapytała Władczyni. Rolar nie odpowiedział i nawet nie przytaknął, tylko w zdumieniu uniósł brwi – przecież ty o tym wiesz, po co przerywać tę przedstawienie? Lereena długo, oceniająco patrzyła na niego, potem parsknęła, wzruszyła ramionami i powiedziała: - Żeby waszych dusz za pół godziny w Arlissie nie było! - Po czym odwróciła się i poszła do Domu Narad. - No można go choć raz walnąć? Lereena tylko dosadnie machnęła w ręką. Doradca złośliwie na nią popatrzył, ściskając zbielałe pięści. Zmieszane wampiry patrzyły na siebie, nie chowając mieczów, ale i nie atakując. - Chodźmy zjeść śniadanie,- jak gdyby nigdy nic zaproponował Rolar, obracając się do nas. -- Tu niedaleko jest wspaniała gospoda, w której podają swoje danie firmowe – niemowlę zapieczone w cieście. Żartuję, Orsana, żartuję, karpia. Wolha przestań się krzywić, musisz nabrać sił – tylko trochę później, kiedy pomówię z Lereeną, bo będziemy mieli dużo do roboty. - Ale dała nam tylko pół godziny! Wampir się tylko skrzywił. - Nie bójcie się. Lereena ma wiele wad, ale nie będzie za nami biegać z klepsydrą i nie poślę za nami oddziałów łożniaków. Trudniej będzie uzyskać drugą audiencję i porozmawiać z nią o łożniakach. Pójdę teraz do niej, porozmawiam, a potem... - Rolar, bądź przytomny! Trzeba wiać, póki się nie rozmyśliła,- błagała Orsana, łapiąc wampira za rękaw. -- Jakie, do łysego ghyra, podejrzenia?! Ona jest łożniakiem i nie ma się co zastanawiać! Doradca też jest z tej bandy – patrzy na nas jak szczur pod miotłą! - Nie jest łożniakiem,- pokręcił głową Rolar. -- Już własny... Władczyni z nikim nie pomylę. - No to jest z nimi w zmowie! - złapałam Rolara za drugi rękaw. Unieruchomionego między nami, ale wciąż próbującego iść do Lereeny wampira, trzymałyśmy mocno. - Otwórz oczy! Czy Władczyni nie zauważyłaby jak jej poddani zmieniają się w metamorfy? Udajmy, że odjeżdżamy... tylko udajmy – jestem pewna, że za nami pojadą. Prawdziwa Lereena by nas jeszcze puściła, ale te potwory - nigdy! My wiemy o nich, zabiliśmy z pół tuzina ich wspólników – to wystarczy nie na trzy, a na trzydzieści wyroków skazujących. Ale trzy głosy – mój, Orsany i rozumu nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Rolar stanowczo strząsnął z siebie nasze ręce i szybko poszedł, a raczej pobiegł za oddalającą się Lereeną. - Lereena, rew! Qur lehar′t! - Weer lehar′ten? - niechętnie odezwała się Lereena, zatrzymując się, i w tej samej sekundzie najbliższy wampir stojący za jej plecami rzucił się na nią, objął ręką za szyję i przystawił do gardła szeroki myśliwski nóż. Przez niecierpliwość widzów przedstawienie zaczęło się wcześniej. - Co to za żarty?! - Władczyni próbowała udawać królewskie oburzenie, ale nie osiągnęła sukcesu. -- Straż, na pomoc! Oczywiście nikt się nie poruszył. Na placu zapanowała trumienna cisza.