On także będzie myślał, że traci rozum.
Mam sposoby, by w nim wywołać te uczucia. O, tak. Czas dołożyć starań na froncie domowym. O1ivia... stanowi klucz, tak sobie myślę, ostateczny element układanki. Nic go bardziej nie zaboli niż jej cierpienie. Widzę, jak przemyka się przez dziurę w ogrodzeniu i idzie na parking. Nadal ma szerokie ramiona, ale w pewnym dawniej kroku pojawiło się wahanie. Czuję chłód w sercu. Czujesz mnie w pobliżu, bydlaku? Masz pojęcie, co mi zrobiłeś? Jak skrzywdziłeś? Nie? Ale się dowiesz, Bentz. O, tak. Wiesz co? Obiecuję ci, że kiedy już tego zaznasz, będziesz cierpiał tak bardzo, że będziesz błagał niebiosa o śmierć. Rozdział 14 Dentz odnalazł samochód i odruchowo stwierdził, że na parkingu zaszło kilka zmian. Pikap odjechał, a na jego miejscu stał stary datsun z nieaktualną tablicą rejestracyjną. Za jego kierownicą siedziała nastolatka, paplała coś do komórki. „Brudas” stał w tym samym miejscu, ale srebrny chevrolet z naklejkami zniknął. Ciekawe, czy jeden z tych wozów należał do Jennifer, kimkolwiek jest naprawdę. Skoro tak, nie jest duchem. O ile mu wiadomo, stan Kalifornia wydaje prawa jazdy tylko żywym, zresztą, jeśli wierzyć baśniom, duchy nie potrzebują czterech kółek. Pod wpływem impulsu wszedł do tawerny, ogarnął spojrzeniem personel i gości siedzących za barem albo gapiących się w wielki telewizor. Uspokojony, że ten, kto go prześladuje, nie schronił się tutaj, zamówił piwo bezalkoholowe, pogadał z kelnerką i zapytał, czy wie, czyj jest chevrolet. Spojrzała na niego tępo, podobnie jak barman, gdy usłyszał to pytanie. Jeśli coś wiedzieli, nie puszczą pary z ust, ale instynkt podpowiadał, że nie mają o niczym pojęcia. I nic to ich nie obchodzi. Zostawił piwo i napiwek na stole, wyszedł i ruszył do księgarni, którą wiekowa sprzedawczyni właśnie zamykała. Dziewczyna z datsuna, która wcześniej gadała przez telefon, teraz wędrowała między półkami, ciągle z komórką przy uchu. Zatrzymała się w dziale „Wampiry i duchy”. Nie przerywając rozmowy, wyjęła z półek kilka pozycji, przejrzała je od niechcenia i odstawiła na miejsce. W księgarni było pusto, jeśli nie liczyć ślęczącego nad komputerem, łysiejącego faceta około trzydziestki i kobiety z małą dziewczynką z warkoczykami w dziale literatury dziecięcej. Żadne z nich nie mogło podszywać się pod Jennifer. Także w sklepie spożywczym nie było klientów. Bentz kupił butelkę pepsi i rozejrzał się po pomieszczeniu. Dwóch nastolatków z długimi włosami, w spodniach z krokiem na wysokości kolan, buszowało w dziale ze słodyczami i zerkało co chwila na ładną kasjerkę. Zabiegana młoda matka z dzieckiem na ręku, marszcząc czoło, oglądała pieluszki jednorazowe i krzywiła się na widok ceny. Tylko zwyczajni klienci. Ani śladu Jennifer. Oczywiście. Na zewnątrz miniaturowego centrum handlowego dwaj młodzi mężczyźni palili koło kontenera na śmieci. Nic ciekawego. Bentz sączył colę i zastanawiał się, po co w ogóle tu przyjechał. Czego się dowiedział, jeśli w ogóle czegokolwiek? Że jest naiwnym dupkiem, który rusza w pogoń za cieniem. Wsiadł do samochodu, zły na siebie, że nie miał dość przytomności umysłu, by sfotografować kobietę, którą ścigał; nawet niewyraźne zdjęcie aparatem telefonicznym okazałoby się pomocne. Przekręcił kluczyk w stacyjce i spojrzał na pusty parking, na miejsce po srebrnym chevrolecie. Coś w tym samochodzie mu nie pasowało. Instynkt policjanta działał na pełnych